O studiach niestacjonarnych raz jeszcze…

Temat ten poruszałem wielokrotnie. Odgrzewam ten kotlet motywowany tym, że studia niestacjonarne pierwszego stopnia na naszym wydziale wygaszają się same. Pierwszy punkt to wieczna dyskusja czy takie studia powinny w ogóle istnieć. Nie podejmuję się prowadzić dyskusji na ten temat, bo to nie jest celem tego tekstu. Przyjmijmy, że takie studia na naszym wydziale powinny istnieć. Kolejny raz stawiam pytanie – dlaczego te studia wygaszają się? Stawia tezę, że te studia na naszym wydziale stają się mniej atrakcyjne w stosunku do tego, co proponują konkurenci zarówno pod względem finansowym (cena) jak i czasowym (liczba lat studiów, liczba zjazdów i dni i godzin zajęć w zjeździe). Pozostaje więc otwarte pytanie, czy da się rozsądnie obniżyć liczbę godzin i cenę.
Dziś liczba godzin zajęć na studiach niestacjonarnych jest mniejsza od tej na studiach stacjonarnych o około 30%. Jestem głęboko przekonany, że dalsze zmniejszanie liczby godzin nie jest możliwe, ale tego tematu nie chcę rozwijać i kontynuować.
Cena jest o ile mi wiadomo ustalana centralnie na podstawie niestety nie znanego mi algorytmu. Podobno mamy tu niewiele do gadania. A jakie są te ceny na naszej uczelni? Ku mojemu zadziwieniu Studia na MEiL kosztują tylko 2300 złotych za semestr a u nas aż 3100. Zgodnie z informacją z sieci studia na MEiL mają 1368 godzin a nasze na bogato 1900. Skąd wynika ta różnica cen na wydziałach i kierunkach dosyć podobnych do siebie? Jak widać przede wszystkim z liczby godzin. Być może także w pewnym stopniu z różnic kosztów kształcenia. Ale czy na dwóch podobnych podobnych wydziałach i kierunkach kształcenia koszty te mogą różnić się aż tak bardzo drastycznie? Można oczywiście zabiegać o obniżkę kosztów kształcenia, ale jest to chyba strzał we własną stopę. Bo od tych kosztów kształcenia, które są chyba takie same na studiach stacjonarnych i niestacjonarnych powinna zależeć nasz budżetowa dotacja dydaktyczna, o której podwyższenie niezmiennie zabiegamy. Jak więc rozwiązać tę kwadraturę? Poniżej jest pewien pomysł, który staram się propagować od wielu lat czyli od zawsze…
Pomysł ten jest bardzo prosty. Wszystkie wykłady, które z natury nie są zajęciami interaktywnymi przenosimy do przestrzeni wirtualnej w postaci nagrań czyli lecture capture. Kropka. Tylko tyle i aż tyle… Wystarczy spojrzeć do siatki godzin… Albo na liczbę godzin zajęć na MEiL i u nas. Jak z 1900 zrobić 1400 lub 1300 bez szkody dla jakości kształcenia? Właśnie przenosząc wykłady do przestrzeni wirtualnej. Wystarczy policzyć, ile jest u nas tych wykładów. 80+70+55+80+60+70+50 czyli w sumie 465. Powiedzmy tyle ile wynosi ta różnica między liczbą godzin MEiL a naszą. I to jest cała tajemnica. Trzeba tylko za przygotowanie tych powiedzmy 500 godzin wykładów i ich nagranie zapłacić. Możemy sobie dyskutować, ile to kosztuje. Przyjemności i nowoczesność kosztują. Przyjmując w zerowym kroku iteracji 1000 za godzinę wychodzi pół miliona. Pół miliona, które warto zainwestować z grantu dydaktycznego…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *