Komisja – w imię zasad!

W imię zasad, choć nie chce mi się gadać podsumuję moje stawiennictwo przed obliczem komisji… Zaczęło się pięknie od pytania o moją wizję miejsca informatyki w budownictwie. O dziesiątej rano już dawno nie miałem wizji, było więc merytorycznie. Ale jak to się mówi – miłe złego początki. Potem wypełzły demony sprzed lat – nadal bywam przez niektórych postrzegany jako “Pan od prezentacji i Worda”. Dosyć długo tłumaczyłem, że nie jestem wielbłądem, że PowerPoint i Word to trzy godziny czyli 10% przedmiotu. Nie wiem, czy to dotarło, być może było za rano… No ale nie ograniczono mi czasu wypowiedzi do 30 sekund! Było też o tym, że nie ma sensu powtarzać tego, co wszyscy doskonale znają, a jak nie znają to powinni się tego sami nauczyć. Tu znowu musiałem być polemiczny. Moi interlokutorzy mają zajęcia na starszych latach. Na pierwszym semestrze mimo książki, materiałów w postaci wideo i pięciu tygodni zajęć wyniki sprawdzianu z prostego programu Prime są bardziej niż beznadziejne. Taką mamy młodzież, takich mamy kandydatów a potem studentów i musimy się z tym pogodzić. Kolejny punkt sporny to zarzut, że pewne zagadnienia są poruszane za wcześnie, bo wszystko powinno być jak na idealnej budowie – “just in time”. Jak na mechanice pojawiają się równania różniczkowe to dokładnie w tym samym momencie omawiają je matematycy. Idealizm, naiwność a na końcu… First things first! Studia na tym uroczym wydziale są do bólu analogowe, a świat wokół jest cyfrowy! Od pięciu lat prowadzę podstawy informatyki w zasadzie bez grama papieru. Jedyny wyjątek to papierowy regulamin, który z uporem godnym lepszej sprawy rozdaję na pierwszych zajęciach. Przecież można sobie wyobrazić projekty, sprawozdania i inne tego typu cudeńka w wersji elektronicznej. Wątpliwość typu a co będzie jak przyjdzie kontrola ubawiła mnie do łez. Jak przyjdzie ta mityczna kontrola to mogę wydrukować wszystkie kolokwia, prace domowe, Wikipedię i pół internetu… Pod koniec pojawiły się klasyczne wątpliwości i pytania, czy ja aby nie mam za dużo godzin. Od 42 lat na uczelni najważniejsze są godziny i pensum. I nie zmieni tego żadna ustawa, bo pieniądze idą za studentami. Owszem, można sobie wyobrazić sytuację super tanich studiów – same wykłady zaliczane na podstawie testów. Tylko czy absolwent takich “studiów” to będzie inżynier? Podsumowując – “Chińcyki tsymają się mocno”. Czy ktoś jeszcze pamięta, skąd to jest cytat?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *