Teoria zaliczalności

Po miesiącu “uporałem” się z poprawkowymi sprawdzianami z podstaw informatyki. Przyczyn tego, że trwało to tak długo było kilka.
Po pierwsze zadania były w sensie polecenia dokładnie takie same jak zapowiadałem i każdy powinien móc siebie saomoocenić. Kiedyś, bardzo dawno temu, w czasach młodości wygłosiłem śmiałą tezę, że… można wszystkim “kontrolnie” nie zaliczyć. Student po sprawdzianie powinien moim skromnym zdaniem spróbować rozwiązać zadania. Co to daje? Samowiedzę odnośnie oceny. Powinni się pojawić z “reklamacjami” Studenci, którzy dobrze zrobili sprawdzian. Tym sprawdzamy prace! A jeśli ktoś zrobił dobrze i o tym nie wie? Dlaczego nie wie? Bo przepisał rozwiązanie? No to eliminujemy przy okazji ściąganie… Plus dodatni tej metody jest widoczny – nie sprawdzamy bardzo złych prac…
I to jest właśnie druga przyczyna. Po pięciu tygodniach zajęć, po trzech miesiącach czasu dla wielu osób Prime stanowi nadal tajemnice nie do rozwiązania i może tak już pozostanie. Chciałem odsunąć od siebie poznanie tej gorzkiej prawdy tak długo jak to jest możliwe.
Trzecia przyczyna to konieczność powrotu do epoki kamienia łupanego czyli powrotu do “ręcznego” ustalania oceny. Od kiedy pamiętam, czyli od 20-25 lat oceny ze sprawdzianów trzymałem w arkuszu, który dzięki odpowiednim funkcjom sam wystawiał ocenę. (Od dwóch lat robi to zamiast arkusza USOS.) W USOS jest miejsce na sprawdzian i poprawę. Nie ma miejsca na trzecie podejście! Nie mogłem tak po prostu wpisać wyniku trzeciego podejścia zamiast drugiego bo… To by oznaczało, że Student otrzymał zaliczenie w trakcie semestru! Czekało mnie więc “ręczne” ustalanie kilkudziesięciu ocen.
Udało się! Wyniki były do przewidzenia. W tym miejscu przypomina mi się Teoria Zaliczalności. Każdy następny sprawdzian “ratunkowy” to coraz większy koszt… Stąd mój apel. Przygotowujcie się do każdego sprawdzianu na bieżąco, jakby miał być ostatnim. A jak wiecie, że nic nie umiecie to albo nauczcie się, albo… Trudno jest nawet z okazji Dnia Dziecka liczyć na cud!