If-Then-Else

Z rosnącym zażenowaniem i smutkiem muszę wrócić do sprawy Profesora J. i napisać, że “wiem, że nic nie wiem”. Wczorajszy Duży Format przyniósł dla mnie wstrząsający tekst zatytułowany Profesor politechniki wyłudził prawie 2 miliony, jeśli to co tam napisano jest pełną prawdą. Tak więc IF prawdą jest że:

Wynagrodzenia za podpisane umowy o dzieło Antoni odbiera w kasach uczelni, później przychodzą na jego konto. Za każdy razem pieniądze karnie zanosi swojemu patronowi do gabinetu i oddaje. Kwoty dla młodego doktoranta są zawrotne: za każdym razem jest to kilka, a często nawet kilkanaście tysięcy złotych, więcej niż jego roczne stypendium. Antoni B.: – Raz czy dwa profesor przyjechał nawet po pieniądze do akademika. Wchodził, liczył i ściskał rękę, mówiąc: “Doskonale, proszę tak dalej pracować, a świat nauki będzie stał przed panem otworem”.

THEN… to trudno jest mi znaleźć parlamentarne określenie dla sytuacji, w której tytularny profesor przyjeżdza do akademika do swojego doktoranta po odbiór “doli”.
ELSE… Podpisywanie umów in blanco jest wysoce naganne, ale obawiam się, że po latach nie do udowodnienia. Raczej nie da się bowiem  wykazać, że najpierw był złożony podpis wykonawcy a dopiero potem wpisana kwota i temat. Słowo przeciw słowu? Sam wielokrotnie kierowałem pracami opiewającymi na kwoty o dwa rzędy wielkości mniejsze. Najczęściej podpisywałem rachunki jako tak zwany “kierownik”, czyli osoba zlecająca wykonanie pracy. W przypadku nadgodzin dydaktycznych “odbierałem” wykonanie tych zadań potwierdzając to własnym podpisem. Przy odrobinie wyobraźni mógłbym sobie wyobrazić sytuację, że w podobnych okolicznościach realizatorzy godzin nadliczbowych oskarżają swojego zleceniodawcę, że kazał sobie zwracać wynagrodzenie… Znów słowo przeciw słowu?
Taka sytuacja nie miała się prawa zdarzyć. A jeśli się zdarzyła to pozostaje mi jedynie wszystkich przeprosić jako jeden z wielu szeregowych pracowników nauki za wybryki Profesora J.
Świat nauki może narzekać na złą passę, na wrogość mediów czy też społeczeństwa. W dużej mierze jednak mamy to “na własne życzenie”. No bo co mają o naukowcach myśleć zwykli ludzie, jeśli jeden z profesorów z rozbrajającą szczerością przyznaje się, że w rozmowie z dziennikarzem trochę zagrałem czyli mówiąc po prostu kłamałem, albo rażąco mija się z faktami na temat pewnego lotu z 2 listopada 2012. Co w tej sprawie jest prawdą a co “zagraniem” rozstrzygnie mam nadzieję niezawisły sąd. Mleczko się jednak rozlało i, przepraszam za kolokwializm, smród pozostanie.

dr hab. inż. R.Robert Gajewski
Kierownik Zespołu Technologii Informatycznych

Sprawa z kwietnia…

Sprawa Politechniki Wrocławskiej wypłynęła już w kwietniu tego roku. Donosiła o niej Gazeta Wrocławska. Wykryto “przekręty” na zastraszającą skalę 80 tysięcy złotych… Dziewięć lat i 80 tysięcy, czyli niecałe 10 tysięcy rocznie przy wielomilionowym budżecie. Szukajcie, a znajdziecie! Bo jak mawia stare powiedzenie lekarzy – nie ma ludzi zdrowych, są tylko źle zdiagnozowani. Inna wersja tego powiedzenia mówi – nie ma ludzi niewinnych, są tylko źle przesłuchani… Szukajcie, a znajdziecie…

Skandal na Politechnice

Skandal na Politechnice Wrocławskiej zatacza coraz szersze kręgi. Pisze już o nim nie tylko Gazeta Wyborcza, którą wielu oskarża o stronniczość ale także portal publicznej telewizji TVP. W całym tekście rzuca się w oczy jedno zdanie: Nasi rozmówcy nieoficjalnie mówią, że sprawa wyszła na jaw, bo zatrzymani pokłócili się i zaczęli na siebie donosić. Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o…

Ciąg dalszy następuje…

Podobnie jak poprzedni wpis także i ten reprezentuje jedynie poglądy podpisanego z imienia i nazwiska, “dzwonków” i stanowiska autora wpisu. Niestety sprawa “rozwija się” a kolejne publikacje Gazety są oraz bardziej fascynujące. Prokuratura zarzuca Adamowi J., że wraz z pięcioma innymi naukowcami z Politechniki, w ciągu kilku lat wyłudził 1,8 mln zł grantów na badania naukowe, których nigdy nie przeprowadzili. Zaczyna to być coraz bardziej fascynujące – badań nie przeprowadzili, a wyniki opublikowali. Proponuję oskarżyć kilka wydawnictw, komitetów redakcyjnych i recenzentów! Co więcej ponieważ oskarża się już 5+1 osób skala jednostkowa wymaga przeliczenia. Na “twarz” wychodzi miesięcznie brutto-brutto 2777 złotych, co oczywiście przy liczbie niedożywionych dzieci jest naganne. Bo wykształciuchy i jajogłowi powinni tyrac za minimum socjalne! Kolejny cytat jest równie ciekawy: – Niejednokrotnie otrzymywałem do podpisania umowy in blanco – opowiada “Gazecie” Antoni B.* Tego typu naganna forma świadczy o zaufaniu do “grantobiorcy”, ale jak widać kij ma dwa końce. To, co było wyrazem zaufania może być powodem oskarżenia. A czyż tak głeboko wewnętrznie uczciwy Antonii B. gdy podpisywał te umowy miał przystawiony do głowy pistolet, czy może robił to z radością? Dalej zaczyna być bardziej strasznie niż śmiesznie… Otóż Antonii B Twierdzi, że gdy zorientował się, że prowadzone badania są lipne, chciał się z całej sprawy wycofać. Wtedy to profesor miał go zacząć szantażować. – Słyszałem, że zniszczy moją karierę, pozbawi mnie doktoratu i uniemożliwi habilitację. Próbował wydelegować mnie za granicę, najpierw do Australii, potem do Kanady. Ostatecznie pomógł w przejściu na inną uczelnię. Niszczenie naukowca przez wysłanie go do Kanady lub Australii budzi jedynie pusty śmiech. Podobnie jak niszczenie poprzez pomoc w przejściu na inną uczelnię! Na koniec coś, czego niechlubny przykład od zawsze dawali nam politycy – taśmy, nagrywanie, haki… Z naszych informacji wynika, że ów człowiek, który winą za przekręty obarczył profesora, dostarczył policji również nagrania prowadzonych z nim rozmów.
Lista kolejnych powodów do oskarżeń może być długa – autoplagiat, plagiat, mobbing, seks… Powyższy tekst nikogo nie ocenia, nikogo nie oskarża, nikogo nie broni. Nie jest też próbą zamiatania czegokolwiek pod dywan. Stanowi jedynie wyraz głębokiego zażenowania całą sprawą. Zażenowania tym mocniejszego, gdyż główny “opowiadacz” i “relator” Gazety, Antoni B. to “noname” – na prośbę naszego rozmówcy, imię i pierwsza litera jego nazwiska zostały zmienione. Widać zabrakło mu odwagi cywilnej w obawie, że aresztowany Profesor zza krat wykończy go wysyłając do USA na Harvard, MIT lub Stanford… Wtedy rzeczywiście mógłby pojawić się problem a może i nawet kompromitacja.

dr. hab. inż. R. Robert Gajewski
Kierownik Zespołu Technologii Informatycznych