Kwantofrenia+

Co to jest kwantofrenia najlepiej definiuje Oxford English Dictionary. Pierwszą odsłonę kwantofrenii po polsku mieliśmy z okazji klasyfikacji wydawnictw. Do tej pory nie mieści mi się w głowie na jakiej podstawie dzikie stado polskich wydawnictw kategorii no-name ma 80 punktów czyli dokładnie tyle co renomowany Springer Verlag. Forma reparacji wojennych?

Kolejna odsłona szykuje się najprawdopodobniej z okazji tworzenia punktacji czasopism. Wiewiórki z parku łazienkowskiego szczebioczą, że takie znane i cenione nasze, polskie, patriotyczne i narodowe tytuły jak Budownictwo Babek mają pompowaną punktację i już gonią Nature i Science. Gonią, ale czy przegonią?

Motywem do tego wpisu była wczorajsza dyskusja na moim ostatnim kolegium instytutowym. Kolejny raz musiałem słuchać tekstu o wysoce niemoralnym wyprowadzaniu pieniędzy z Polski za publikację Open Access. Kolejny raz musiałem tłumaczyć prostą zasadę. Ktoś kiedyś musi zapłacić za publikację. Żadne renomowane czasopismo nie prowadzi działalności charytatywnej. Ktoś kiedyś musi za tę przyjemność zapłacić. Albo więc państwo polskie centralnie wyprowadza pieniądze płacąc za dostęp do czasopism albo te pieniądze są wyprowadzane bardziej lokalnie gdy ponoszone są koszty publikacji.

Jest też możliwe inne rozwiązanie. Nie będzie obcy pluł nam w twarz… Kiedyś w słusznie minionych czasach było hasło “polska młodzież śpiewa polskie piosenki”. No to pojedźmy dalej – “polscy uczeni publikują tylko po polsku”. Będzie zdecydowanie taniej. No i pieniądze zostaną u nas… A jak ktoś będzie chciał zapoznać się z dziełami polskich uczonych to weźmie sobie tłumacza. W imię jakich racji mamy czytać po angielsku? I mówić po angielsku. I rozumieć co się do nas mówi…

Podczas dyskusji mój protagonista mówił o gigantycznych kosztach dostępu do baz Elseviera. Sugeruję lekturę tekstu o bezprecedensowej umowie z Elsevier. Otóż państwo polskie wyprowadziło grube pieniądze także na “przedpłacone publikowanie w otwartym dostępie dla 3 tys. autorów z Polski oraz znaczący dyskont w przypadku większej liczby artykułów naukowych”. To znaczy jak państwo polskie to robi to jest cacy, a jak wydział to be i fuj?

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że mój protagonista sam opublikował pracę w tym mitycznym “Materials”. Tak jak Bill Clinton nie zaciągał się przy tym? Albo tak jak w przypadku łojenia gorzały w Magdalence nie przełykał a jeśli połykał to ze wstrętem i obrzydzeniem?