Egzamin dyplomowy czy obrona

Juto czeka mnie smakowita rozmowa na tytułowy temat. Czas niestety jest limitowany – przedstawię więc moje stanowisko w tej sprawie. Zacznę od strony formalnej i prawnej – wszak prawo i coś tam jeszcze są najważniejsze. A więc, od czego nie powinno się rozpoczynać zdania, zgodnie z Art 76, pkt 1 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym warunkiem ukończenia studiów i uzyskania dyplomu ukończenia studiów jest 2) złożenie egzaminu dyplomowego. Egzamin dyplomowy ma więc być i w zasadzie mogłoby to zakończyć dyskusję, ale… Stary regulamin studiów stanowił, że egzamin dyplomowy musi być ustny! W tym miejscu warto może odpowiedzieć na inne pytanie – po co ta nieco akademicka dyskusja. Cele są moim zdaniem dwa. Po pierwsze racjonalizacja czasu pracy nauczycieli akademickich, po drugie pomoc studentom. U mnie komisje dyplomowe mają 4-5 osób. Przewodniczący, sekretarz, promotor, recenzent, członek. Policzmy. Stu dyplomantów, każdy pół godziny to pięćdziesiąt godzin. Pomnóżmy to przez pięć osób. Dwieście pięćdziesiąt godzin, czyli… Jeden etat. To żart, w egzaminach uczestniczymy społecznie w ramach wolontariatu. W tym miejscu nie będę rozwijał tematu inżynierskich prac dyplomowych – może zrobię to w jutrzejszym wpisie?

Wbrew prawu jestem zwolennikiem obrony pracy dyplomowej a nie egzaminu dyplomowego. Dlaczego? Wierzę, że egzaminujemy studentów w sposób rzetelny i wystawione oceny są zgodne z ich wiedzę, umiejętnościami, kompetencjami. Co się z tym dzieje później – ulatuje, zgodnie z zasadą wielu Z – zakuj, zalicz, zdaj, zapij, zapomnij. W semestrze zimowym przez pięć tygodni prowadzę zajęcia z metody elementów skończonych dla stacjonarnego przepływu ciepła. Pół roku później z tego wszystkiego zostają tylko węzły i elementy. Można więc zmusić studentów do ponownego zakucia wszystkiego, powstaje tylko pytanie po co! Skoro jednak musimy zmuszać do zakucia zróbmy to w sposób bardziej humanitarny.

Nie będę ukrywał, że pomysł rozpięcia egzaminu dyplomowego i obrony pracy podoba mi się. Bodaj w Delft były publiczne prezentacje prac dyplomowych i dyskusje czyli obrony. Obecnie wygląda to tak. Dziesięć minut to prezentacja pracy. Jeżeli jest ona ciekawa są pytania do pracy co zajmuje kolejne pięć minut. Potem jest góra dziesięć minut na cztery pytania egzaminacyjne i pięć minut na niejawne prace komisji – wystawienie ocen, liczenie średnich. Cztery lata studiów, dziesięć minut i cztery pytania… Taka dziwna loteria. Studenci starają się to ogarnąć znając z innych obron ulubione pytania członków komisji. Ale przecież nigdzie nie jest napisane, że mam zadawać ciągle te same pytania!

Jest więc pomysł, aby ujawnić pytania czy też zagadnienia egzaminacyjne. Zrobiła to na przykład Politechnika Świętokrzyska. Lista pytań dla konstrukcji budowlanych to sześćdziesiąt pytań. Jest w tym pomyśle kilka ale. Po pierwsze w komisji powinny być osoby znające się na wszystkich zagadnieniach. Po drugie… Czy nauczenie się odpowiedzi na sześćdziesiąt pytań to jest to, o co nam chodzi?

Listę tematów egzaminu dyplomu pierwszego stopnia udostępniła także Politechnika Krakowska. Tu rzuciło mi się w oczy zupełnie coś innego. Piękna nazwa kierunku dyplomowania – mechanika materiałów i konstrukcji budowlanych. Na majowej radzie „padły” dwa głosy dotyczące tego, co najważniejsze dla inżynierii lądowej i budownictwa: konstrukcje i materiały. Siódemka „mechaników” siedziała cichutko jak myszki pod miotłą ze spuszczonymi głowami obserwując biernie, jak się mechanikę ustawia w kącie i spuszcza jej łomot!

Oczyma wyobraźni widzę to tak… Studenci dzielą się pytaniami czy też tematami albo losowo, albo ze względu na grupy, kategorie. A potem zadają pytanie Wujkowi G. Ja wziąłem na tapetę pierwsze dwa pytania. Klasyfikacja cementów powszechnego użytku. Klasyfikacja kruszyw budowlanych. Zakładając, że egzamin trwa 20 minut i obejmuje 4 pytania to trzeba przygotować odpowiedź na… pięć minut. Pewnikiem powstanie taki studencki bryk jak streszczenie lektury szkolnej…

Nie będę ukrywał, że jestem zwolennikiem egzaminu dyplomowego w postaci testowej. Jaka jest różnica między nauczeniem się odpowiedzi na sześćdziesiąt otwartych pytań a na przykład na 600 testowych? Na studiach pierwszego stopnia trzeba uzyskać 180 punktów ECTS. Jeżeli do każdego ECTS podepniemy cztery pytania będziemy mieli 600 pytań. Oczywiście przewiduję test na platformie Moodle, czyli sprawdzany automatycznie. Teraz jeszcze analiza czasu. Przyjmijmy 200 dyplomantów i komisje po trzy osoby i dwadzieścia minut na dyplomanta. Daje to DWIEŚCIE godzin prac społecznych, bo tego raczej nie da się wsadzić w pensum. 200 godzin i 600 pytań. Dwadzieścia minut na pytanie. Nie za dużo? A korzyść będzie na lata.

Ponieważ aktualnie jest jak jest i nie przewiduję w najbliższym czasie żadnych rewolucyjnych zmian to pozostał problem do rozwiązania na dziś. Stąd moja propozycja jak najbardziej do odrzucenia – Repetytorium Egzaminu Dyplomowego.

Jak prawie zabiłem własnego kota…

W tym roku wymieniłem skrzynki na balkonie i rośliny a w zasadzie kwiaty rosną jak szalone. Powstał więc problem z ich podlewaniem. Targanie wody w konewkach do dwunastu podwójnych skrzynek wydało mi się kiepskim rozwiązaniem, Bob Budowniczy vel McGyver wymyślił więc podawanie na balkon „składanego” węża. Pierwsza wersja byłą akrobatyczna i dwuosobowa – wąż był podawany na balkon za pomocą teleskopowego czyścika do rynien. Lepsze bywa wrogiem dobrego. Po co angażować dwie osoby tak jak pięć do wkręcania żarówki. Wymyśliłem windę ze sznurka, za pomocą której wciągałem węża. Zawsze na sam koniec wciągałem na balkon sam sznurek, raz tego nie zrobiłem. Przez kilka dni było spoko wodza! Zwierzaki chodziły, nic się nie działo. Jednej nocy psy się rozszczekały, ale je uciszyłam. Rano stolik z tarasu leżał kilka metrów dalej na trawniku. Okazało się, że kot ma na łapie… sznurek, który robił za windę. W zabawie sznurkiem albo przypadkiem złapał sobie nogę. Przeżył, bo koty mają kilka żyć. Na cały dzień miał wyłączone mruczenie, co mu na szczęście przeszło po podwójnej porcji wątróbki. Przez tydzień omijał taras, ale chyba już zapomniał o przygodzie.

Po co piszę o tym na „służbowym” blogu. Co to ma wspólnego z moją działalnością zawodową? MA i bardzo dużo. Każdy, nawet ze stopniem lub wręcz tytułem naukowym jak wymyśla coś nawet genialnego powinien głęboko przemyśleć wszystkie potencjalne nawet konsekwencje. Dobra, to zacząć od góry czy od dołu? Od przodu czy od tyłu? Ryba psuje się od łba więc…

Zaczynamy od góry, czyli ustawy 2.0 w uroczym kontekście doktorantów czy też jak to się teraz mówi uczestników szkół doktorskich czy też doktoranckich. Art. 209 pkt. 4 stanowi: wysokość miesięcznego stypendium doktoranckiego wynosi co najmniej: 1) 37% wynagrodzenia profesora – do miesiąca, w którym została przeprowadzona ocena śródokresowa; 2) 57% wynagrodzenia profesora – po miesiącu, w którym została przeprowadzona ocena śródokresowa. Pal sześć niejednoznaczność jakiego profesora. Dalej jest jeszcze ciekawiej. Do tej pory było tak, że doktorant mógł brać kasę dwa razy, czyli być i doktorantem i asystentem. Ukrócono to w punkcie 10 – doktorant nie może być zatrudniony jako nauczyciel akademicki ani pracownik naukowy. Super! Może być jednak zatrudniony zgodnie z prawem na etacie inżynieryjno technicznym, no chyba że takie etaty zlikwidujemy! Ktoś z uczonych ustawodawców tego po prostu nie przemyślał i nie przewidział. A posiadanie władzy nie powinno zwalniać od myślenia!

Kolejny kwiatek jest z lokalnego podwórka. Od zawsze mówiłem, że dwanaście tygodni praktyk nie sprzyja pisaniu pracy dyplomowej. W tym roku było jeszcze weselej – prace dyplomowe trzeba było złożyć trzydzieści dni przed obroną, czyli na początku czerwca. Na efekt nie trzeba było długo czekać – w lipcu spadła liczba dyplomantów inżynierskich. A we wrześniu moim skromnym zdaniem nie wypełnimy limitów przyjęć na studia drugiego stopnia. Oczywiście bardzo chciałby się mylić, ale jak znam życie znowu będę miał rację.

Kolejne hobby czyli konik…

Najpierw małe oświadczenie dotyczące stanu mojego zdrowia. Jak na ten uroczy wydział sporo osób, a jak sporo to z różnych pozycji, zainteresowało się co mi jest i sugerowało odpoczynek rozumiany jako nie pracowanie. Zacznę od pracy. Mam do niej być może specyficzny stosunek. Jest ona czyli praca jednym z najważniejszych elementów życia choćby dlatego, że zajmuje w nim najwięcej czasu. Praca powinna dostarczać satysfakcję i pieniądze. Ja nawet na urlopie pracuję, choć jakby mniej służbowo. Męczy i może wręcz niszczy mnie to, co obok albo wokół pracy. To, czego mam pełną świadomość i czego nie jestem w stanie zmienić. Co więc między innymi „trafiło” mnie w tym uroczym, chłodnym lipcowym tygodniu? Słysze wokół jak mantrę, że podstawą wizerunku wydziału, takim jego wyróżnikiem, są studia drugiego stopnia. Planujemy przyjąć na nie 240 osób. A w lipcowym terminie inżynierskiego egzaminu dyplomowego zdawało go podobno tylko około 90 studentów pierwszego stopnia. Dlaczego? Przypomina mi się „ankieta” mająca na celu odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak wiele osób odpada na pierwszym semestrze. W skrócie to chamstwo i niekompetencja… pracowników. Moim zdaniem studenci nie wyrobili się z pracą dyplomową ze względu na praktyki. Tu mogę tylko cierpliwie tłumaczyć – władcy wiedzą wszystko lepiej i tak zrobią po swojemu. Podobno nie we wszystkich komisjach egzamin wypadł tak jak w mojej czyli bardzo dobrze. Były więc dwóje z niektórych pytań. Czy mogę coś z tym zrobić? Tak i właśnie to robię. Stworzyłem bowiem Repetytorium Dyplomowe.

PS. Zawsze dbam o prawdziwość informacji w moich wpisach. Postanowiłem więc sprawdzić limity przyjęć na studia drugiego stopnia. Podałem prawdziwe dane, ale coś innego spowodowało szybsze bicie serca. Poznaliśmy wyniki I tury rekrutacji w Warszawie. Cytat poniżej. A mnie interesuje nasza naszość. To co, trzech kandydatów na miejsce i limit punktowy koło 120?

Najpopularniejszymi kierunkami tegorocznej rekrutacji były: matematyka i analiza danych (42,10 aplikacji na jedno miejsce) oraz cyberbezpieczeństwo (30,68). Oba kierunki to nowości w ofercie Politechniki Warszawskiej.
Najwyższe progi w I turze były na kierunkach: inżynieria i analiza danych (209 pkt.), matematyce i analizie danych (207 pkt.) i informatyka i systemy informacyjne (205 pkt.).