Zadziwienie (5)

Ostatnie zadziwienie (tak zwana piątka Gajewskiego) wpasowuje się w całą serię, ale jest niebezpieczne dla autora wpisu, bo dotyczy działalności tak zwanej centrali. Żeby nieco stonować wydźwięk mojego tekstu zacznę od pieca czyli didaskaliów. Studenci muszą korzystać z czterech, a w zasadzie pięciu różnych portali informacyjnych.

  • USOS służy do zapisów na przedmioty i egzaminy. Są tam też wyniki ze sprawdzianów i protokoły ocen.
  • Wydziałowy portal informacyjny zawiera wszystkie pliki do pobrania oraz bieżące informacje, bo nie ma dla nich miejsca na USOS bo USOS jest systemem uczelnianym a nie wydziałowym.
  • Wydziałowy portal edukacyjny stanowi dla niektórych prowadzących repozytorium materiałów dydaktycznych. Ci bardziej aktywni i ambitni prowadzą z wykorzystaniem portalu testy i odbierają prace.
  • Portal z kartami przedmiotów powstał dawno temu, gdy szalało KRK i słynne efekty kształcenia.
  • Nie tylko ja wymyśliłem satyrycznej piąty portal, na którym będzie informacja, co jest na każdym z czterech pozostałych portali. Idea piątego portalu w zasadzie jest już realizowana, bo wielu prowadzących bojkotuje wydziałowy portal edukacyjny i trzyma materiały na swoich prywatnych portalach w myśl zasady z “Dnia świra” że “moja racja jest najmojsza”.

Tyle didaskaliów, przejdźmy do portalu z kartami przedmiotów. Pierwsze wpisy na ten portal pochodzą z roku 2009/2010 czyli można przyjąć, że właśnie wtedy powstawały karty przedmiotów i wtedy była zabawa z efektami kształcenia. Od samego początku były pewne problemy z przedmiotami anglojęzycznymi. O ile mnie nie myli pamięć portal nie był pierwotnie zaprojektowany jako dwujęzyczny. Powoli dochodziły do niego kolejne elementy, zaczynając od flagi. Potem trzeba było umieścić informacje o przedmiotach prowadzonych po angielsku ale w polskich “formatkach”. W kolejnym etapie pojawiły się okienka (pola) w których trzeba było wpisywać anglojęzyczne opisy i teksty. Szczególnie dotyczyło to tych mitycznych efektów kształcenia. Wtedy obowiązywała zdrowa zasada, która zapewniała zgodność wstecz nowych rozwiązań. Jeśli nie było wpisu w polu anglojęzycznym wyświetlany był opis z pola polskojęzycznego. Lepsze jest jednak wrogiem dobrego i komuś to przeszkadzało. Nie wiem dokładnie kiedy, ale stało się. Dla przedmiotów anglojęzycznych wyświetlane są obligatoryjnie informacje z pól (okienek) dedykowanych do języka angielskiego.

Jaki jest tego efekt? W trybie edycji są widoczne wszystkie informacje po angielsku, które przed laty pracowicie wprowadziłem. Dla użytkownika z zewnątrz są one jednak niewidoczne. Zgłosiłem ten “problem” stosownym “służbom” i… Jako osoba odpowiedzialna zamiast pracować naukowo albo przygotowywać ciekawe i interesujące zajęcia zajmuję się przenoszeniem informacji z jednego okienka do drugiego. Ciekaw jestem, czy da się to gdzieś opublikować. Interesująca byłaby też reakcja studentów, szczególnie studiów drugiego stopnia, gdyby zobaczyli jak wygląda informatyzacja uczelni. Zielonym do góry!

Na koniec będzie nieco beki z obrazkami. Oczywiście rozumiem i popieram ideę, żeby dla obcokrajowców którzy ciągle jeszcze chcą u nas studiować była informacja po angielsku. Ale jak to dzisiaj wygląda? Część jest po polsku, część po angielsku. What does it mean “stopień”, “stacjonarne” and “inż.” or “lic”?

ects1

Dalej jest jeszcze bardziej ciekawie i wesoło… Jesteśmy narodowi i patriotyczni – w zasadzie wszystko jest po polsku. Jeśli chcesz u nas studiować po angielsku to naucz się najpierw polskiego!

ects2

Patriotyzm jest oczywiście kontynuowany na karcie przedmiotu. Wszystkie tytuły wpisów są narodowo po polsku, tylko treść jest taka kosmopolityczna, angielska…

ects3

Ostatni obrazek to przysłowiowy szczyt szczytów. W zasadzie wszystko jest po polsku. Widać na nim pierwszy efekt mojej pracy – już jeden efekt kształcenia jest po angielsku. Podobno sposobu weryfikacji efektu nie da się “naprawić” czy też “poprawić”.

ects4

Na koniec pojadę po całości i na ostro. Ja nie mam zamiaru łasić się do żadnych komisji, żeby łaskawie zatrudniono mnie na etacie profesora. Wolę pozostać samodzielnym pracownikiem naukowym niż zostać niesamodzielnym i zależnym profesorem uczelnianym. Stara ludowa mądrość mówi, że jak pies liże to i owo to nie powinien szczekać, bo sobie odgryzie język. Ja nie boję się o mój język! Otóż moim zdaniem byłoby znacznie lepiej, gdyby “centrala” zamiast wprowadzania nowych centralnych usług i zaorywania czy też likwidacji dobrze działających usług wydziałowych zajęła się w dziesiątą rocznicę istnienia portalu ECTS jakością tej usługi.

Zadziwienie (4)

Kolejne zadziwienie ma nieco inny charakter, bo dotyczy “problemów” jakie są wywoływane przez przepisy wyższego rzędu, a dokładnie mityczne RODO. W czym problem? Jako sekretarz komisji przewodu doktorskiego ustalałem termin posiedzenia komisji na środę, czyli dzień dedykowany posiedzeniom, obradom i komisjom. Wydawało mi się, że wszystkie komisje zakończą pracę do godziny 14. Kiedyś był bardzo miły zwyczaj, że oficjalna informacja o wynikach była przekazywana przez Władców Wydziału w sali Rady Wydziału o 14:15. W tak zwanym praniu okazało się, że jeden z egzaminów kończył się oficjalnie o 14:30 a praktycznie zakończył się o 15:00. Bardzo nieładnie jest organizować czy to zebrania w czasie, gdy uczestnik zebrania, osoba zapraszana, ma zajęcia. Wtedy powstaje diabelska alternatywa – albo zajęcia, albo zebranie. Podobnie jest z konsultacjami – najlepiej jest je ustalić w czasie zajęć Studentów, co gwarantuje nam, że nikt nie przyjdzie. Tematem na zupełnie inne opowiadanie jest ustalanie terminu zebrania, gdy ktoś ma zajęcia na… innej uczelni.

Wracając do zasadniczego tematu. Podczas ustalania terminu posiedzenia komisji starałem się dokładnie sprawdzić informacje o egzaminach dyplomowych, ale było to niemożliwe. Kiedyś składy komisji, godziny i miejsce egzaminu były wywieszane. Później w ramach postępu dane te zeszły do podziemia i były umieszczane na wydziałowym SharePoint dostępnym tylko dla pracowników wydziału co więcej jedynie z sieci wydziałowej! Teraz są to dane o najwyższej klauzuli poufności i tajności. Jedynie zainteresowana osoba jest informowana o tym, gdzie i kiedy ma egzamin dyplomowy. Już widzę następny krok – nikt nikogo o tym nie informuje. Na moje dziecinne i naiwne pytanie dlaczego są to tajne informacje usłyszałem zabawną odpowiedź – RODO.

Usprawiedliwienie za pomocą RODO jest dobre prawie na wszystko. Podobno aby być w zgodzie z RODO nie wolno czytać listy obecności. To jak wypełniać obowiązek kontroli obecności na zajęciach? Mam świadomość, że wieszanie na drzwiach pokoju listy wyników nie jest dobrym obyczajem, a argument – będę tak robił, bo mój szef tak robił i szef szefa też nie trzyma się potoczniej kupy. Od zawsze czyli od kiedy pamiętam wyniki “wieszam” w sieci i są one widoczne tylko dla zainteresowanej osoby. Ale co ma RODO do egzaminu dyplomowego?

Postanowiłem więc zwrócić się z tym pytaniem do uczelnianej centrali. Po kilku dniach oczekiwania otrzymałem odpowiedź. Korci mnie, aby ją zacytować, ale… RODO. To oczywiście żart. Nie mam zwyczaju upubliczniać korespondencji, acz kiedyś, gdy otrzymałem pisemną opinię, że “adiunkta po czterdziestce nie można nazwać stosunkowo młodym” powiesiłem to przed pokojem i w sieci i na pewien czas zostałem stosunkowo młodym adiunktem. Mogę jednak podzielić się treścią odpowiedzi, której… oczywiście nie było. Zamiast odpowiedzi była propozycja rozmowy telefonicznej.

Od całkiem dawna rozmawiam ze Studentami na tematy służbowe jedynie na piśmie. Powód jest bardzo prosty. W zdecydowanej większości przypadków moje wypowiedzi były przedziwnie interpretowane a potem słyszałem magiczny tekst – “no przecież Pan powiedział”. Od dłuższego czasy “Pan” już nic nie mówi tylko pisze i problem zakończył się! Tak więc na dziś nie skorzystam z propozycji rozmowy telefonicznej i jednak uparcie sformułuję problem pisemnie, w punktach prosząc o odpowiedź tak lub nie.

Jestem zobowiązany do publicznego podania terminu moich konsultacji i umieszczenia tego nie tylko na drzwiach pokoju ale także w Internecie. A przecież konsultacje są w zasadzie dla Studentów z którymi mam zajęcia i mogę ich o tym poinformować podczas zajęć. I pytanie. Czy wymóg podawania w Internecie miejsca i terminu konsultacji jest zgodny z Rodo. Tak czy nie? To jest prosty test wyboru i tylko dwie odpowiedzi. 2+2=4. Tak czy nie?

USOS z automatu upublicznia dla całego świata czas i miejsce moich zajęć a także nazwę (numer) grupy, z którą mam zajęcia. Podczas tych zajęć odbywają się także sprawdziany – być może sprawdzanie wiedzy wymusza tajność. Ponawiam więc pytanie – czy upublicznianie w sieci czasu i miejsca moich zajęć jest zgodne z RODO? Tak czy nie?

Kolejne pytanie jest zdecydowanie bardziej trudne – jest to pytanie o charakterze otwartym. W czym egzamin dyplomowy różni się od zajęć? Oczekując jawności informacji na temat komisji dyplomowych nie oczekiwałem informacji na temat Studentów, którzy będą zdawali egzamin a jedynie składu komisji i terminie jej obrad. Co więcej nie oczekuję, że ta informacja będzie dostępna w Internecie dla całego świata a le jedynie dla pracowników wydziału na portalu SharePoint dostępnym jedynie dla pracowników wydziału.

A ja już dziś mogę wygłosić referat lub przemówienie na temat RODO i absolutnie wszystkich problemów zgodnie ze znanym od lat uniwersalnym kodem przemówień. Zielonym do góry – idzie wiosna!

kod

Zadziwienie (3)

To zadziwienie jest powiązane z pierwszym dotyczącym portalu edukacyjnego. Jak wspomniałem Władcy Wydziału (jakby się ktoś nie domyślił jest to nawiązanie do Władcy Pierścieni) postanowili w sierpniu 2017 aby regulaminy wszystkich przedmiotów były umieszczane na portalu edukacyjnym a nie w USOS. Wykonana ostała wtedy ogromna praca utworzenia kursów tylko po to, aby w nich nie umieścić regulaminów! Do każdego kursu zostali przypisani koordynatorzy zgodnie z wykazem otrzymanym z dziekanatu. Siatka kursów jest w zasadzie stałą. Niestety zmieniają się koordynatorzy. I dwa razy do roku, co semestr, przeżywam te same horrory związane z wyciąganiem z Dziekanatu danych o zmianach koordynatorów, tak, żebym mógł je nanieść w portalu edukacyjnym.

Ktoś powie, że to słabe, że nie ma synchronizacji danych. Powtórzę – w sytuacji gdy przez dwa tygodnie są kłopoty z działaniem arkusza i Solvera to, że cokolwiek jeszcze działa jest cudem i tego będziemy się trzymać. Tak więc trzykrotnie podejmowałem próby uzyskania listy zmian koordynatorów z Dziekanatu. Trzykrotnie nieskutecznie. Do trzech razy sztuka? Teraz sytuacja staje się coraz bardziej napięta, bo puka KAUT, a tu jest problem z umieszczeniem od półtora roku tego cholernego regulaminu.

Ośmieliłem się kiedyś nawet delikatnie zasugerować niestety w postaci pisemnej, więc sa dowody mojego chamskiego wtrącania się w nie swoje sprawy, jak to można zorganizować praktycznie. Kierownicy jednostek przesyłają w Excelu listy aktualnych koordynatorów. Ktoś w Dziekanacie pracowicie jeśli trzeba nanosi zmiany przeglądając najprawdopodobniej wydrukowane listy koordynatorów z zapisami w USOS. Wystarczyłoby flamasterkiem czy też flamciem zaznaczyć zmiany. Tak proste, że aż bolą oczy. Proste ale za trudne bo za proste.

Czyżby więc Władcy Wydziału oczekiwali, że jak Panie z Dziekanatu będę przeglądał setki przedmiotów w poszukiwaniu zmian koordynatora. Sorrki, taki mamy klimat, że jako ciągle jeszcze nauczyciel akademicki mam inne obowiązki! A może Władcy kombinuj, żeby zrobić ze mnie odpowiedzialnego za ewentualne problemy z akredytacją? Za stary jestem na takie akcje. Nie ze mną te numery, Brunner! Jutro oficjalnie “narobię na dziennik” czyli wystosuję pismo w tej sprawie.

Ciągle ciśnie mi się to pytanie – czy leci z nami pilot? PR mamy już wspaniały, ale jest on na poziomie wioski potiomkinowskiej. Studenci widzą rzeczywistość z dykty i paździerza i wszystko, co działa jedynie teoretycznie…

Zadziwienie (2)

Niedziela. Niedziela wolna od handlu. Pobudka tak zwanego nauczyciela akademickiego o 5:30. Po co? Bo trzeba pojechać na jedną (drukowanymi JEDNĄ) godzinę wykładu z podstaw informatyki. Pociąg mam o 6:44, więc na wydziale będę przed ósmą na… konsultacjach. Po wykładzie w godzinach 8:15-9:00 jak się nie spóźnię na pociąg to będę w domu przed jedenastą. Zwyczajna wiosenna niedziela tak zwanego nauczyciela akademickiego. Uważny i baczny Czytelnik być może zada pytanie, czy nie można inaczej. Odpowiem tak – oczywiście można, ale nie można!

Mamy rok 2019, jesteśmy podobno dynamicznie rozwijającym się krajem. I co z tego wynika? Nic. Nic.nic. W latach 2010-2018 z własnych pieniędzy (około 300$ rocznie) opłacałem konto na serwisie WiZiQ. Po co? Aby nieść kaganek oświecenia e-Learningowego do tego uroczego kraju, na tę uczelnię, na ten wydział. Udowodniłem sobie i światu że jak się chce to można. Władcy różnych szczebli udowodnili mi, że nie ma racji dając do zrozumienia, że “nie lzja, nia nada tawariszcz Gajewskij”. W RA 2011/2012 na moje wykłady z podstaw informatyki uczęszczało regularnie prawie dwieście (drukowanymi DWIEŚCIE) osób. No i było za dobrze, komuś, jakimś zielonym ludzikom to przeszkadzało. Zaczęło się od tego, że w planie nie można było umieścić sali. Powstał problem – czy Internet to sala? I tak upadły moje wykłady z podstaw informatyki prowadzone w sieci w postaci webcastingów! Padły, bo były zbyt innowacyjne i być może niektórym Władcom i Decydentom stawały kością w gardle.

W tym roku chciałem wrócić do tego eksperymentu. Ale znowu okazało się, że “nie lzja, nie nada, nie wazmożno…” Do niedawna wierzyłem w zasadę win-win, kiedy wszyscy są zwycięzcami, nie ma przegranych. Ale na tym wydziale, na tej uczelni wolimy taką prawdziwie polską zasadę loose-loose. Przegrani są Studenci, bo nie mogą na tym wspaniałym wydziale zakosztować odrobiny nowoczesności sprzed lat. Ja jestem przegrany, bo odbywam bezsensowną poranną podróż, żeby wypełnić swój patriotyczno-służbowy obowiązek. Przegrany będzie już wkrótce wydział, bo na tak prowadzone studia nikt już niedługo nie przyjdzie. Wszyscy jesteśmy przegrani, ale dumnie dzierżymy sztandar i głośno skandujemy hasło. Niech żyje Chaos (Etos?), Patos i Paraliż.