FEM (MES), CAD i BIM

Ostatnio przytrafia mi się to coraz częściej. Coś mówię, wydaje mi się, że mówię precyzyjnie, a rozmówca rozumie co mówię, ale potem dowiaduję się od tak zwanych osób trzecich, że powiedziałem coś zupełnie innego. Staram się więc gdy tylko mogę wypowiadać na piśmie. Wiem, nikt tego nie czyta, tak jak nikt nie słucha tego, co mówię, ale to nie mój problem. Pisząc rozwiązuję problem przypisywania mi słów, których nie wypowiedziałem.
W poniedziałek odbyło się na wydziale Seminarium “Crossrail London Tunnels and BIM”. Linkuję ogłoszenie o seminarium, choć mam pełną świadomość, że ktoś już może dziś zamiast umieścić tę informację w archiwum po prostu ją wytnie… Zabierałem kilkakrotnie głos w dyskusji i jakby ktoś miał kłopot z zapamiętaniem tego co powiedziałem przypominam to raz jeszcze w formie pisemnej.
BIM to nie jest nauka… którą obecnie powszechnie uprawia się na wydziałach budownictwa. Skonfrontowałem tę być może ryzykowną tezę z historią rozwoju MES. Jej źródła są na uczelniach – jednym z jej ojców był Profesor Zienkiewicz. Znane do dziś komercyjne programy MES miały swoje źródła właśnie na uczelniach. Wydaje mi się, a w zasadzie jestem o tym głęboko przekonany, że zupełnie inaczej jest z BIM.
Na naszym wydziale już w latach 80 ubiegłego wieku Studenci korzystali z MES wykonując w ramach mechaniki budowli komputerowe obliczenia konstrukcji prętowych. Wspomniałem o dyplomach, gdzie wykresy sił wewnętrznych w prostej konstrukcji statycznie wyznaczalnej wykonywane są komputerowo. Jestem to stanie zaakceptować, zastanawiam się jedynie jak sobie da radę na placu budowy taki “komputerowy” inżynier, gdy nie będzie pod ręką ukochanego Robota, a trzeba będzie z równania równowagi policzyć reakcję. Pomoże mu… sztuczna inteligencja, nad która pracuje wujek gugiel?
Warto tu wspomnieć starą zasadę “garbage in garbage out”. Z błędnych danych nie powstaną poprawne wyniki. Pamiętam jak w latach ’80 Studenci przynosili zupełnie błędne wyniki obliczeń komputerowych i usprawiedliwiali się używanym do dziś tekstem – “komputer tak policzył a to Pan mi kazał liczyć tym programem”. Dramat powiększało to, że wyniki komputerowe miały zgadzać się z obliczeniami ręcznymi. Zadam w tym miejscu filozoficzne pytanie – z czym mają się zgadzać wyniki obliczeń komputerowych, gdy nie jest znane rozwiązanie ręczne?
Ale to jest temat na kolejne opowiadanie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *