Jakby komuś nie podobało się słowo wypielić to podaję definicję z Internetowego Słownika Dobrej Polszczyzny. Wczoraj byłem w Warszawie w banku i… na cmentarzu. Ponieważ jako senior 65+ mam całoroczny bilet na komunikację za jedn 50 złotych a moja pensja niczego nie urywa nie pojechałem samochodem. We wszystkich środkach komunikacji były wywieszki o maksymalnej dopuszczalnej liczbie pasażerów, a kierowca był oddzielony od wiezionej „masy ludzkiej” wyłączoną buforową strefą bezpieczeństwa. Rzeźnia zaczęła się w moich ulubionych Kolejach Mazowieckich. Oczywiście wywieszki o liczbie pasażerów były, ale oczywiście nic nie znaczyły. W pociągu był dziki, gęsty, zbity ludzki tłum. Tradycyjni powiem tak – rozumiem, ale nie aprobuję. To co, aby przestrzegać martwych przepisów ludzie powinni ruszyć do Wołomina z buta albo czekać na nocny pociąg? Jak to było? Państwo z dykty… Tak, państwo prawa i czegoś tam jeszcze, w którym przepis znaczy tyle o nic. Wpis dedykuję Panu Ministrowi, który wzywa do powrotu na uczelnię. Sugeruję Panu Magistrowi codzienną podróż w tłumie – może zrozumie?