Zadziwienie (1)

Mógłbym ten wpis nazwać inaczej – na przykład Szok (1) lub Przerażenie (1) ale te mocne terminy postanawiam zachować na później, bo jeszcze będzie bardziej ciekawie i fascynująco. Oj, będzie się działo, będzie zabawa…

Od sierpnia 2017 roku decyzją Władców Wydziału regulaminy przedmiotów mają być umieszczane na portalu edukacyjnym. Sugerowałem, żeby były one w USOS, ale ilekroć coś sugeruję to wszyscy Władcy robią inaczej, taka ciekawa zbieżność faktów. Na złość mamie odmrożę sobie uszy. Moją sugestię uzasadniałem merytorycznie. Każdy koordynator przedmiotu lub upoważniony prowadzący musi się zalogować do USOS aby wypełnić protokoły a być może i wcześniej aby pobrać listę. Przy okazji można wrzucić regulamin… Proste ale decyzja Władców była inna…

Po półtora roku względnej ciszy zbliża się KAUT i po kolejnych ponagleniach Władców różnych szczebli coraz więcej osób przypomina sobie o konieczności umieszczenia regulaminu.

Tak jak to wielokrotnie pisałem portalem edukacyjnym opiekuję się i administruję nim w ramach wolontariatu czyli tak zwanych prac społecznych. Ktoś zada pytanie – to co, nie mogą tego zrobić informatycy? Odpowiem eufemistycznie i tajemniczo. Wolę, żeby informatycy zapewnili mi sprawne działanie arkusza kalkulacyjnego i Solvera w sali 19A… Wzrasta więc potrzeba odrabiania tych prac społecznych, bo otrzymuję coraz więcej próśb. Dwie mnie rozbawiły i rozczuliły do łez, bo pochodziły od moich byłych Studentów, obecnie Wybitnych Uczonych, Profesorów Uczelnianych z tytularnymi ambicjami. Nazwisk nie podam nawet na torturach…

Pierwszy alarmuje, „że dla przedmiotów nie mamy na PELE stworzonego konta”. Pomińmy nazewnictwo – konto ma użytkownik, dla przedmiotów są kursy. Sprawdzam… Oba kursy są, ale ukryte. Mogli to zrobić koordynatorzy lub prowadzący. Koordynator, który pisał do mnie w tej sprawie logował się ostatni raz ponad rok temu… Tematem na osobne zdziwienie lub zadziwienie jest kwestia uaktualniania nazwisk koordynatorów…

Drugi z moich Uczonych Kolegów a byłych Studentów pisze jeszcze bardziej radosny mejl – prosi mnie o umieszczenie za niego regulaminów, nie pisząc gdzie je mam umieścić. Prośba sama z siebie jest z tych absurdalnych. Umieszczenie pliku to jak umieszczenie załącznika w liście. To co, mój prawie tytularny kolega ma sekretarkę od załączników? Nieźle się niektórym powodzi! A fakt, że w liście nie ma informacji na temat tego, gdzie mam umieścić pliki rozbawił mnie. Za podobne intelektualne dziwactwa nikogo nie biorę za rączkę i nie głaszczę po główce!

Piszę o tym także dlatego, że nie wiem co z tym fantem zrobić. To klasyczna diabelska alternatywa.

  • Nie zrobię nic to dostanę bęcki od Władców Wydziału, że im KAUT nie wyszedł i to przeze mnie.
  • Wykonam za moich Uczonych Kolegów ich pracę to będę jeszcze większym frajerem i popychadłem na wydziale. Będzie beka, że dziadek Gajowy umieszcza prawie tytularnym regulaminy w slocie czy na portalu.
  • Pójdę drogą służbową – niechże Władcy Wydziału nieco zdyscyplinują swoją kadrę – wyjdę na post komunistycznego albo sowieckiego kapusia.
  • Napiszę do moich Uczonych Kolegów szczerze co o tym myślę – liczba śmiertelnych wrogów na tym uroczym wydziale wzrośnie o dwóch.

Zmiana tematyki – o psie, ogonie i machaniu…

Na krótką chwilę zmieniam tematykę. Wraca stara klasyka i pytanie, czy ogon może machać psem. Można je zadać inaczej – nos dla tabakiery czy tabakiera dla nosa? Skąd ta nagła zmiana? Ano spowodowało ją życie… Sformułujmy problem jeszcze inaczej. Czy administracja na wydziale jest dla nauczycieli akademickich, bo to oni są podstawą, solą wydziału czy też na odwrót. Administracja jest najważniejsza i może administrować czymkolwiek i kimkolwiek – tu akurat padło na nauczycieli akademickich czyli kształcenie i badania naukowe.

Podczas zwoływania posiedzenia komisji przewodu doktorskiego (tu wszyscy od dawna odpuścili, nie robi tego administracja, stado mejli wysyłają naukowcy) nadziałem się na problem konfliktu terminów zaplanowanego posiedzenia komisji i egzaminu dyplomowego. Ku mojemu zadziwieniu informacje na temat egzaminów w dyplomowych (kto i kiedy egzaminuje) dyplomowych jest niedostępna i tajna ze względu na… mityczne RODO. To nie jest sen wariata, to jest oficjalna, pisemna informacja.

Nie będę ukrywał, że nieco zagotowałem się. Administracja dowolnego szczebla może mi w dowolnie złożony sposób uprzykrzyć życie. Ale ja nie należę do tych, co grzecznie skulą się, zrobią skłon główka i wykrzykną bezmyślnie „tak jest”. Dane na temat czasu i miejsca moich zajęć są publicznie dostępne dla całego świata. Można to wyszukać bez zalogowania się w USOS. Wystarczy wpisać moje nazwisko. Dlaczego więc po zalogowaniu się tylko z sieci wydziałowej nie mogę uzyskać informacji na temat egzaminów dyplomowych? Kij ma dwa końce. Powinna być pewna symetria. Jeśłi nie mam dostępu do informacji o egzaminach to… Dlaczego mają być jawne dla całego świata informacje o moich zajęciach i konsultacjach?

Komentarz – trzecia prawie prawda

Tego jeszcze nie było – limit osiągnięć
Trzecią fundamentalną zmianą – obok ewaluacji dyscyplin i wszystkich pracowników – jest wprowadzenie limitu osiągnięć. Do ewaluacji nie będzie trzeba już zgłaszać dziesiątek dokonań, a jedynie 4 najlepsze. Stare zasady sprawiały, że naukowcom bardziej opłacało się pisać wiele artykułów naukowych kiepskiej jakości niż pracować nad kilkoma dobrymi, które mogłyby być opublikowane w prestiżowych czasopismach. Wprowadzony mechanizm sprawi, że polscy naukowcy będą mogli skupić się na pracy nad wartościowymi projektami, a nie na pogoni za punktami.

Znowu pojadę na ostro, po bandzie, na maksa. „Do ewaluacji nie będzie trzeba już zgłaszać dziesiątek dokonań, a jedynie 4 najlepsze.” Warto pisząc cokolwiek nie o czasach Powstania Listopadowego lub Styczniowego ale o tym co było dwa i sześć lat temu pisać prawdę, bo fakty z tej dekady łatwo jest zweryfikować. Nie trzeba było zgłaszać dziesiątek dokonań. Można było, ale… Liczyły się te najlepsze. Jestem znany z tego, że na radzie, publicznie udowodniłem, że 10×4 tylko pozornie równa się 40. Oczywiście uczony mógł sobie napukać 400 punktów pisząc sto rozdziałów po 4 punkty, ale ponieważ tak zwany „poziom odcięcia” wynosił 8 punktów to wydział nie miał z tych rozdziałów żadnej korzyści. Nie jest więc nawet prawie prawdą stwierdzenie, że trzeba było zgłaszać dziesiątki dokonań.

Częściowo prawdą jest stwierdzenie, że: „Stare zasady sprawiały, że naukowcom bardziej opłacało się pisać wiele artykułów naukowych kiepskiej jakości niż pracować nad kilkoma dobrymi, które mogłyby być opublikowane w prestiżowych czasopismach.” Jeżeli dla osoby oceniającej naukowca liczyła się tylko suma punktów to… gratuluję poczucia humoru! Ale tak chyba nie było, nie są mi znane takie przypadki…

Ostatnie zdanie jest również prawie prawdą. „Wprowadzony mechanizm sprawi, że polscy naukowcy będą mogli skupić się na pracy nad wartościowymi projektami, a nie na pogoni za punktami.” Co ma piernik do wiatraka? Nadal będziemy mieli pogoń za punktami! Tylko za „grubymi” punktami. Dodatkowo będzie pogoń za punktami pochodzącymi z grantów. Cóż to jest jak nie punktoza w czystej postaci?

Jest w nowych przepisach jeszcze jeden dziwny element – górny limit publikacji na osobę. Wyobraźmy sobie, że ktoś już w ciągu dwóch lat wypełnił te cztery mityczne sloty. Dalsze publikacje z punktu widzenia oceny dyscypliny nie mają sensu, bo nie zostaną wzięte pod uwagę jeśli… dany uczony publikuje solo, sam, a jak na razie nie jest to zabronione.

Komentarz – druga prawie prawda

Komentarz do komentarza – to jest to, co lwy i tygrysy, nawet te wyleniałe, lubią najbardziej. Będę więc pracowicie punkt po punkcie, ekran po ekranie komentował to, co mnie zadziwiło i zaskoczyło w oficjalnym, rządowym tekście.

Nowość. Oceniane będą osiągnięcia wszystkich pracowników, a nie – wybranych.
W ocenie działalności naukowej brane będą pod uwagę osiągnięcia wszystkich pracowników prowadzących działalność naukową w ewaluowanej dyscyplinie. A także osiągnięcia osób, które kształciły się w szkołach doktorskich prowadzonych przez ewaluowany podmiot i przygotowały rozprawę doktorską. Dzięki temu – ewaluacja będzie sprawiedliwsza i bardziej miarodajna. Do oceny nie będą zgłaszani, tak jak to było do tej pory, jedynie najlepsi (co siłą rzeczy fałszowało obraz danego wydziału). W nowym systemie wszyscy naukowcy pracujący w ramach konkretnej dyscypliny będą musieli przedstawić swoje osiągnięcia do oceny.

Jestem przede wszystkim inżynierem, nie filozofem czy też prawnikiem. Cenię więc sobie precyzję sformułowań, która powinna oczywiście obowiązywać także filozofów i prawników. Uczestniczyłem czynnie w dwóch ostatnich ewalucjach i wiem, że raczej nie było tak jak to jest w komentarzu – „do oceny nie będą zgłaszani, tak jak to było do tej pory, jedynie najlepsi” Wśród znanych mi przypadków dominowały sytuacje, w których zgłaszano za dużo osób. Dlaczego? Kwota dotacji statutowej była proporcjonalna do N, czyli im więcej zgłosimy tym więcej dostaniemy. Często to dostaniemy oznaczało dostaniemy po kilku literach. Dlaczego? Nie wszyscy dostarczali dużo punktów a sumę punktów dzieliło się przez N. Co więcej co ma niby oznaczać tekst” „co siłą rzeczy fałszowało obraz danego wydziału” Przecież procesowi oceny podlegały nie tylko uczelnie ale i także instytuty naukowe i badawcze, nie tylko uczelnie. Zamykający ten punkt tekst „w nowym systemie wszyscy naukowcy pracujący w ramach konkretnej dyscypliny będą musieli przedstawić swoje osiągnięcia do oceny” jest prawdziwy, ale może sugerować mniej zorientowanemu czytelnikowi, że kiedyś było inaczej. Informuję więc, że jeszcze nie wszyscy którzy pamiętają dwie poprzednie oceny odeszli na emeryturę lub zmarli. Istnieje więc pamięć zbiorowa tego co było i jak się coś pisze o tym co będzie warto zapoznać się z tym co było.