Boardcasting

Własnie chciałem zrobić wpis na temat tego, co ostatnio robię, czyli nagrań z ekranu komputera, na którym kontent powstaje jak kredą na tablicy – na ekranie z wykorzystaniem rysika. Naturalna nazwa dla tego typu transmisji (broad-casting czyli szeroki rzut jak to określał Lechu) to board-casting, bo tablica to wszak board. Szukając stosownego tekstu do podlinkowania ze zdziwieniem odnalazłem mój plik Flash sprzed… dziesięciu lat. Nie jestem jak Joe Udell, twórca terminu screen-casting ale wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to ja jestem twórcą określenia board-casting. Jestem blady i czuję się dumny. A termin ten jest na slajdzie 24. Minęło długich dziesięć lat a prezentacja jest wiecznie młoda i aktualna!

Nowoczesność po polskiemu…

Po zamieszczeniu wpisu na temat kosztów nowoczesności zadałem kilku osobom pytanie, jak to jest u nas. Nie pytałem się o kasę czyli o pieniądze tylko o godziny pracy! Wydaje mi się, że instalacja tego samego oprogramowania trwa tyle samo w USA i u nas, bo przecież nie mamy specjalnych, na przykład „gorszych” komputerów. Możemy mieć z racji niższych płac „gorszych” informatyków, bo wszyscy „lepsi” już wyjechali. Oczywiście mam też pełną świadomość, że oszacowanie tego, ile godzin kosztuje godzina e-Learningu zależy od bardzo wielu czynników. Potrafię także podać wiele z tych czynników. Moje pytanie dotyczyło przeniesienia amerykańskich wyników na grunt polski. Raczej nie jestem zainteresowany przeprowadzeniem badań podobnych do amerykańskich w Polsce. Po to, żeby były one wiarygodne musiałbym dotrzeć z ankietą do wszystkich autorów kursów. Czy ktoś mi może podać ich listę wraz z adresami mejlowymi? Oczywiście można prowadząc internetową kwerendę na bogato wyłuskać powiedzmy 80%, ale czy ja mam na to czas i nieodpartą ochotę? A może ktoś to za mnie zrobi? A może można to zrobić w ramach jakiegoś grantu, projektu? Nie widzę, nie słyszę… A ja nie jestem ani Kapp ani Chapman. Cóż, jedno jest pewne – u nas najprostsze sprawy są ekstremalnie trudne! Trudno… Zawsze możemy jednak pochylić się ponownie nad problemem i przeprowadzić jak dziesięć lat temu pogłębioną analizę pomiaru efektywności kosztowej procesów e-learningowych. Wesołych świąt! A na dziś strzelę tak – 50:1. Wyższy stosunek będzie dla płatnych kursów komercyjnych, albo tych robionych na bogato z funduszy unijnych. Niższy stosunek będzie dla kursów robionych pro publico bono przez ciągle jeszcze zapalonych wolontariuszy z uczelni publicznych. Jednocześnie oświadczam, że moim zdaniem stosunek 2:1 lub niższy to patologia i pornografia tego samego pokroju co realizowanie 240 godzin pensum w 120 godzin!

eLearning-costs

O kosztach nowoczesności

Jak to bywa wczorajsza rozmowa z planowanego tematu prac dyplomowych i egzaminów dyplomowych weszła na wyższy poziom ogólności. Jeśli chcemy, aby kierunek budownictwo przeżył musimy zmienić kształcenie zarówno w kontekście treści jak i formy. O treści nie będę się wypowiadał, słowo o formie. Oponentów uprzejmie informuję – mam świadomość, że najważniejsza jest oczywiście treść, ale nawet najlepsza treść w złej formie traci. Nowoczesna forma to między innymi moje ulubione Technology Enhanced Learning. TEL ma niejedno imię – e-Learning, multimedia, MOOC. Nie będę rozpoczynał dyskusji, który kierunek jest najbardziej właściwy. Wsadzę inny kij w mrowisko. Pojadę na temat finansów. W ekstremalnych przypadkach geniusze dydaktyki odrabiają pensum 240 godzin w dokładnie 240 godzin. O patologicznych przypadkach, tych nad-geniuszy, którzy opędzają 240 godzin w 120 nie będę wspominał, gdyż sprawy kryminalne nie są w kręgu moich zainteresowań. Realizacja godziny kosztuje więcej niż jedna godzina. A co więcej to „więcej” jest bardzo znaczące w TEL. Na ile? Przedstawia to poniższa prezentacja Chapman Alliance. Można też pobrać slajdy. Albo zajrzeć na źródłową stronę. Ktoś może powie – szczał w stopę. No bo skoro nie ma kasy na nic to po co to robić? Ano po to, żeby utrzymać się na powierzchni a nie zniknąć… Istnieją też inne badania na ten temat. Pierwsze przeprowadzono w 2009, zostały one następnie powtórzone w 2017.

Praca dyplomowa inyżnierska

Zacznę znowu od prawa. Artykuł 76 punkt 1 stanowi, że warunkiem ukończenia studiów i uzyskania dyplomu ukończenia studiów jest: 3) pozytywna ocena pracy dyplomowej […] a w przypadku studiów pierwszego stopnia o ile przewiduje to program studiów. Czyli to, czy jest praca dyplomowa czy też nie zależy od programu studiów czyli od nas. Ponieważ właśnie toczy się podobno dyskusja na temat przyszłego kształtu naszych studiów będzie to głos w tej sprawie. Moim zdaniem dwanaście tygodni praktyk i równoległe pisanie pracy dyplomowej na ósmym semestrze są nie do pogodzenia, więc należy podjąć decyzję jedno albo drugie. Bo ciągnięcie jednego i drugiego może doprowadzić do katastrofy. Być może wiele osób zadziwię, bo wybieram praktyki, co oznacza rezygnację z prac dyplomowych. Argumentuję to bardzo prosto. Dyplomy inżynierskie nie zawsze prezentują wysoki poziom merytoryczny. Bardzo często jest to rozbudowany projekt. Jako wydział mamy problemy finansowe. A może problem jest już rozwiązany, tylko ja o tym nic nie wiem? Dwieście dyplomów inżynierskich to 13×200=2600 godzin. Do tego trzeba dodać jeszcze seminaria dyplomowe w małych grupach. Co zamiast poza praktykami? Repetytorium egzaminu dyplomowego. Cykl 15 wykładów przypominających te grupy zagadnień, które zidentyfikowałem przygotowując moje multimedialne repetytorium. I wtedy w czerwcu porządny egzamin dyplomowy. Wiem, że to nie przejdzie i będzie jak będzie. Cieszę się, że mogłem wyartykułować moje własne zdanie, które jest moim zdaniem racjonalne. A kolejny krok to zamiast specjalności czy też bloków dyplomowych po prostu kształcenie „uniwersalnego inżyniera budowlanego”. Wiem, wiem… Mit, historia, tradycja takich na przykład konstrukcji budowlanych. Nie ma sprawy, rozwijajmy to na studiach drugiego stopnia, jeśli takowe jeszcze będą…